niedziela, 3 listopada 2013

Chapter 5

   JEŚLI CZYTASZ PROSZĘ ZOSTAW W KOMENTARZU CHOCIAŻBY KROPKĘ : 



 - Nie powiedziałaś mi jakie jest Twoje pełne imię- Justin zapytał patrząc na Melody.
   - Coleman- uśmiechnęła się. – Melody Coleman.
   - Melody Coleman- Powiedział – Melody Bieber brzmi lepiej.
   - Melody Bieber? Zaśmiała się- Twoje marzenie!.
   - Oh, umarłabyś by być Panią Bieber.
   - Masz rację. Wolałabym się zabić. – Posłała mu figlarny uśmieszek pokazując, że żartuje-Dlaczego kiedykolwiek chciałabym mieć twoje nazwisko? Fuj!

Przysuwając jej ciało za biodra, podniósł ją. Przerzucił ją przez swoje ramie i biegł wokół szerokiego ogrodu. Śmiech dziewczyny roznosił się w powietrzu rozjaśnionym latem dopóki zmrok nie wziął góry.
Zatrzymał się i trzymał ją tak, że jej twarz nie była zbyt daleko od jego. Spojrzała na niego uroczo.
  - Ponieważ mnie kochasz – odpowiedział na jej poprzednie pytanie.
  - Nie pochlebiaj tak sobie, Bieber.
  - Okej, ale musisz przyznać fakt, że jestem cholernie seksownym facetem.
  - Czy twój seksowny tyłek może odstawić mnie na ziemię?
  - Nigdy nie odpowiadasz na moje pytania. - Zalotnie uniósł brwi, - Wiesz, że jestem seksowny, prawda?
  - Seksowny to niedomówienie, Bieber. - Mrugnęła.

Umieszczając ja z powrotem na trawie, ona poprawiła swoją suknię.
Wziął ją za rękę i zaprowadził z powrotem do pałacu. Chciał pokazać jej coś przez co może będzie pod wrażeniem.

Sala balowa nie była za daleko od ogrodu, przeszli kilka schodów i wysokie, złote drzwi stały przed nimi. Otworzył je i zaprowadził ją do środka. Sala balowa była zdecydowanie ogromna. Zwykłe słowo sprawiało, że pojawiało się echo. Były tam żyrandole i świece świecące tak bardzo słabo. Podłoga była tak czysta, że mogłeś przejrzeć się w niej jak w lustrze.
Zabrał ją do fortepianu, który stał w rogu pomieszczenia.

  - Jesteś fanką muzyki? - spytał.
  - Zależy jakiego typu, ale może będę twoją fanką.
  - Okej, więc posłuchaj. - Powiedział podnosząc ją za nogi i sadzając na fortepianie za klawiszami.

Jej buty spadły swobodnie na ziemię, nie miała zamiaru teraz po nie sięgać, poświęciła całą swoją uwagę Justinowi, który siadał na stołku i układał palce na klawiszach. Wysoki ton zaczął utwór, za nim podążyło kilka wolniejszych i jeszcze wolniejszych tonów. Powoli, wszystko się złączyło. Piękny i czarujący potok muzyki okrążył pokój.
Pochyliła swoje ciało w dół czując niewolę nie za wolnej i nie za szybkiej muzyki. Jego palce przesuwały się po klawiszach, jego twarz skupiona była na tym gdzie ma umieścić soją rękę.
Wkrótce, gdy dobrnął do refrenu, podniósł głowę, aby spojrzeć na przepełnioną muzyką Melody.
Uśmiechną się do niej błogo, a ona zwróciła uśmiech do niego.
Kończąc kawałek, obserwował ją gdy stanęła i zaczęła biec boso do centrum sali balowej i kręciła się w kółko razem z muzyką. Skakała w powietrzu i biegała z falami muzyki, podróżującej po całym pokoju jak dziecko.
Zapominając o świecie wokół niej, Molody uśmiechała się pochłaniając tą chwilę. Chciała śmiać się z tego, że chce śpiewać i biec, biec jak wolne dziecko, dziecko którym nigdy nie była.

Gdy muzyka stawała się coraz cichsza i powoli zmierzała do końca, Justin spojrzał na Melody i uśmiechnął się całym sercem. Wystarczyło, że zobaczył jej jasny uśmiech, czuł się jakby osiągnął wiele.
Szybko podszedł do niej, chwycił ją za rękę i przyciągnął bliżej. - Więc myślę, że to znaczyło tak? - uśmiechnął się – Jesteś fanką mojej muzyki.
Schowała kosmyk włosów za ucho i zaśmiała się. - Tak myślę.
Spojrzała na niego przez swoje rzęsy gdy jego ciało górowało tylko kilka centymetrów od jej. Nie widoczna iskra tańczyła w jej oczach, marzyła o czymś więcej niż tylko o typie jego muzyki, którą uwielbiała. Myślała o miejscu, do którego najbardziej lubił chodzić, z kim dzielił się wszystkimi sekretami, w jakim wieku chce mieć swoje pierwsze dziecko, gdzie wcześniej się podziewał, zanim zorientowała się, że to wspaniała mgiełka sennych myśli przejęła jej oszołomiony umysł.
Działo się to dlatego, że nigdy nie poznała kogoś tak uprzejmego dla niej, że zakochała się w nim w tak krótkim czasie, lub dlatego, że miał czarującą osobowość, którą uwielbiała?
Wymazała wszystkie swoje myśli, gdy poczuła kliknięcie z jej świadomości, przypominające że nie miała pozostać nikim więcej niż przyjacielem dla Justina więc nie była tą, która traci na końcu.
Tymczasem, Marie weszła do pomieszczenia. Niezwykle, tym razem weszła z młodym chłopcem trzymającym jej rękę. Poszedł za nią w dół korytarzem, pozostawiając słabe odciski swoich bosych stópek na marmurowej podłodze. Jego stopu były posiniaczone, pocięte i rozbite, na twarzy i rękach miał kilka plam brudu. Był opalonym, małym, chudym chłopcem z potarganymi, brudnymi, złotymi włosami i niebieskimi oczami.
Marie została wkrótce zatrzymana przez głos pokojówki zostawiającej jeden z pokoi za nimi. - Co to jest? - wskazała zdenerwowana na odciski na podłodze. - Marie, kim jest ten młody chłopiec, którego tu przyprowadziłaś, spójrz jak brudno wygląda.
Chłopiec nie wypowiedział ani słowa, jego oczy nadal pozostawały wpatrzone w podłogę. Stojąc tam chwile, przypomniało mu się o sączącym bólu w palcach i pięcie u nogi.
- Wezwę kogoś, aby to posprzątał – Marie wzruszyła ramionami, - Nie strasz tak chłopca, jest sierotą, Kathrina i muszę mu pomóc.
- Nie powinnaś sama tego posprzątać? Dlaczego ktoś ma sprzątać po twoim bałaganie? - Kathrina odrobinę podniosła głos, - Myślisz, że jesteś teraz królewska, Marie? - wypowiedział jej imię z niesmakiem.
- Uważaj Kathrina. - Marie ostrzegła.
- Z chęcią usłyszę co twój majestat królowej na to powie. - Kathrina ewidentnie szydziła a swoje ręce umieściła na biodrach.
- Powie o czym? - Głos Justina dobiegł z końca korytarza.
Wszystkie głowy odwróciły się w stronę Justina, stojącego z Melody u swojego boku, czekającego na odpowiedź.
Gdy nikt nie odpowiedział Justin spojrzał z jednej pokojówki na drugą i w dół na chłopca stojącego za Marie, ze strachem wymalowanym na twarzy. - Kim jest to dziecko, Marie?
Obie pokojówki uświadamiając sobie, że po raz kolejny słyszą głos Justina, skłoniły się odpowiednio przed nim.
- To jest Jared, znalazła go samego po tym gdy powiedział, że uciekał przed mężczyzną, który próbował go zabić. Jest sierotą. Nie potrafiłabym zostawić go na ulicy samego wasza wysokość. - Powiedziała Marie i chodź wydawałoby się, że traktuje Justina jak swojego siostrzeńca nadal zachowywała odpowiednie maniero do jego królewskości.
- Jared, choć tutaj. - Justin nakazał a chłopiec powoli postawił krok po chwili wahania. Justin przykucnął więc był na jego poziomie. Chłopiec dopiero zaczyna się rozwijać w swoim dziecinnym ciele. - Czy chcesz abyśmy się tobą zaopiekowali?
Manipulując swoimi zaczerwienionymi palcami, spojrzał w górę i przytaknął bez emocji.
Przytakując, Justin powiedział patrząc na chłopca, - Jared, Melody zabierze cie i umyjecie te zadrapania i przecięcia, - Powracając do swojego normalnego wzrostu spojrzał na Marie, - A Marie choć ze mną.
Zanim odwrócił się na końcu korytarza obrócił się z powrotem do Kathriny, ona chciała już wracać do pokoju, z którego wcześniej wyszła. - Oh i Kathrina...
Odwróciła się na pięcie posyłając uśmiech prosto do księcia, - Tak wasza wysokość.
- Zrób mi przysługę i posprzątaj podłogę, proszę. - Bezczelny uśmieszek tańczył w kącikach jego ust.
- Ale wasza wysokość-
- Żadnego ale, proszę zrób to zadanie. Moja matka byłaby bardzo zawiedziona gdyby dowiedziała się, że nasza kobieta zostawiła bałagan świadoma tego.

Nadąsana, wypuściła westchnienie, które każdy mógł usłyszeć, zmieniła kierunek zamiast małego pokoju w korytarzu – tego, do którego wcześniej miała zamiar wejść – poszła wytrzeć i wypolerować podłogę.
Reszta poszła swoimi drogami. Melody złapała Jareda za rękę i zabrała go do swojego pokoju a Justin i Marie udali się do biura króla.
Gdy Melody doszła do swojego pokoju, zaprosiła małego chłopca do środka, sama nie mogła się jeszcze odnaleźć. Posadziła go na swoim łóżku i spojrzała na jego przestraszone ciało swoimi przenikliwymi, niebieskimi oczami. Po za jego przyciągającymi, oskrobanymi znakami, jego cechy były podobne do kogoś, kogoś kogo znała. Próbowała znaleźć coś co było podobne do kogoś kogo znała ale nie mogła umieścić tego w swojej pamięci.
Zgięła się i umieściła jego ręce w swoich. Spojrzała na nie, śledząc spuchnięte obszary na skórze. Skrzywił się delikatnie a ona odsunęła swoje ręce przestraszona, że zrani go bardziej niż już jest. Wtedy spojrzała w dół na krew i błoto barwiące jego nogi i była zbyt przerażona aby się im przyjrzeć.
- Czy nadepnąłeś na coś ostrego jak szkło? -nareszcie usłyszał jej głos. Pokiwał głową na nie, - Czy dasz radę pójść ze mną do łazienki?
Wstał i pokuśtykał za nią. Nowy rodzaj bólu przedostał się przez jego nogi sprawiając, że poczuł wszystko na nowo. Kiedy dostali się do łazienki, posadziła go na ladzie udała się po jakiś sprzęt do pomocy.
Nacierając watę anty-bakteryjnymi substancjami, zapytała chłopca, - Jak nabawiłeś się tak okropnych ran?
- Uciekałem przed tym panem, - Melody spojrzała na niego, słuchając, - Wtargnęli do naszego domu i mówili coś do mojego taty, potem go zastrzelili, wtedy zastrzelili też moją mamę a ja byłem w ogrodzie kiedy to się działo. Kiedy mnie znaleźli, zaczęli mnie gonić.
Melody poczuła jak jej serce puchnie od tego jak ten młody chłopak mówił o śmierci swoich rodziców w taki niewinny i niezamierzony sposób. Dlaczego tak niewinne życie zostało pozbawione rodziców i dachu nad głową. Nigdy nie zrozumie dlaczego ten świat jest taki okrutny.
- Jak długo byłeś poza domem?
- Jakieś trzy dni, - chłopiec unikał jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego, patrząc w dal, - Wróciłem po nich z powrotem, gdy zgubiłem mężczyznę w lesie. Byli martwi. Raz widziałem ich martwe ciała, nie odpowiedzą mi, po prostu uciekłem.
Pamiętał to bardzo dobrze.

Wszedł do domu; domu bez życia, bez jakiegokolwiek hałasu wydobywającego się z telewizora, bez odgłosy stukających o siebie garnków podczas gdy jego mama gotowała. Zapach, który wysłał dreszcze w dół po jego kręgosłupie ogarnął powietrze w słodkiej, małej chatce. Nigdy nie wchodził do domu z takim przerażeniem, od kiedy jego siostra zaginęła. Wtedy dwójka jego mokrych oczu dostrzegła ciała swoich ukochanych rodziców. Ich dusze pływały w basenie krwi, nie mógł znieść widoku opróżnionych, ludzkich ciał, ciał, które trzymały go od narodzin i oglądały ze śmiechem gdy biegał dookoła teraz już zimnego domu. Nieznany krzyk wydobył się z jego gardła, ale hałas był niesłyszalny. Łzy pociekły po jego zaczerwienionych policzkach, gdy próbował wmówić sobie, że w to nie wierzy. Przebiegną przez tylne drzwi do lasu, nie odważył się spojrzeć za siebie. Biegł i biegł a rośliny pokrzyw sprawiały, że pojawiają się nowe rany i ból.

Melody zobaczyła, że chłopak wędruje w ciasnym, przerażającym korytarzu myśli. Znała to spojrzenie. Wiedziała jak to jest stracić rodziców w tak młodym wieku bo swoich straciła gdy miała trzynaście lat.
- Nie myśl o tym. To nie sprawi, że poczujesz się lepiej. Uwierz mi. - Próbowała sprawić, żeby Jared się rozluźnił.
- To trudne. - Nareszcie na nią swoimi załzawionymi oczami. - Gdybym był wtedy z nimi, mógłbym wtedy umrzeć razem z nimi. Teraz nie mam po co żyć. Nie mogę bez nich żyć.
- Wiem, że to trudne, wiem to po swoim przykładzie. Ale najważniejszą intencją w życiu rodziców jest aby utrzymać swoje dziecko bezpieczne. Zrobiliby wszystko aby utrzymać cie przy życiu, abyś stał tutaj silny, na dwóch nogach, wierz mi, są z ciebie dumni.
Teraz była długa cisza i oboje nie zrobili nic od ostatnich słów Melody. Melody westchnęła, wzięła zimny, mokry ręcznik i delikatnie otarła nim twarz Jareda. Zatrzymała się raz, spojrzała w jego oczy i zauważyła, że mieli różne odcienie niebieskiego. Uśmiechnęła się w dół do niego. - Zrobię co mogę, aby się tobą zaopiekować.
Uśmiech został odwzajemniony ze strony chłopca.
Ale kiedy Melody brała opiekę nad Jaredem nie wiedziała, że ona jest jedyną osobą w niebezpieczeństwie. 
____________________________________________
PRZEPRASZAAAAM!!! 
Wybaczcie, że tak okropnie długo nie było rozdziału! :c 
Zaczął się rok szkolny nie wiem w ogóle jak to się stało, że praktycznie na nic nie miałam czasu a do tego doszły problemy osobiste.Mam nadzieje, że zrozumiecie i nie będziecie bardzo źli :)

I co sądzicie o rozdziale?? Kurcze jestem ciekawa co będzie dalej, szczególnie przez tą końcówkę :D
  
Za wszelkie błędy i niezrozumiałe zdania przepraszam! 
enjoy

środa, 28 sierpnia 2013

Chapter 4

* 3 osoba * 

Słońce zaczęło wschodzić a dźwięk ptaków roznosił się z każdej strony. Bryza świeżego poranka ubiła powietrze.
To było wcześnie rano, gdy Justin przyprowadził Melody z powrotem do pałacu, zanim ktokolwiek by zauważył.

Weszli w milczeniu z powrotem przez ten sam sposób co opuścił w nocy. Pomagając jej, otworzył okno, wszedł i pomógł jej. Rozejrzał się po pokoju i zobaczył, że była dopiero piąta rano. Pokojówki powinny zaraz tutaj być.


- Melody? - jej imię wychodziło z jego języka, jak notatki do harmonii.
- Tak?- zapytała odwracając się do niego, po czym jej oczy zaczęły wędrować po jego pokoju. 

Ona nigdy nie widziała tak dużej i wysokiej klasy w swoim życiu. Jego łózko było starannie wykonane, nietknięte co oznacza, że wymknął się w nocy i nie spał. Szeroki telewizor plazmowy nie był zbyt daleko, tak, że miał doskonały widok do oglądaniu filmów z jego łóżka. Pokój był dwukrotnie większy od domu, w którym mieszkała jako dziecko. 
Lustrzane szafy były po jednej stronie łóżka. Drzwi od łazienki były otwarte i można było zobaczyć polerowane płytki i marmurową umywalkę. Jej oczy wędrowały dalej po pokoju na otwartą szafę, lecz jej myśli zostały nagle odciągnięte. 

- Myślę, że powinniśmy pozbyć się Twoich ubrań. Nie chcielibyśmy aby ktoś widział Cię w tym tutaj.- zmierzwił swoje włosy, gdy oparł się na wysokim łóżku. 

Zdezorientowana, spojrzała w dół na jej strój i wszystko powróciło. Jakby jakiś duch zabrał jej duszę, myśli i wszystkie wspomnienia z powrotem. 

Gryząc jej dolną wargę, udało jej się w odrętwieniu przytaknąć.

- Zadzwonię po jedną z pokojówek, aby zabrała Cię do twojego pokoju i dała Ci trochę ubrań, Musisz odpocząć. 

Spojrzała na niego prosto, jego słowa uderzył w nią jak fala. 

- Jak długo tutaj będę?- Udało jej się powiedzieć.

Może zamierza mnie niedługo wyrzucić i nie będę miała dokąd pójść.. pomyślała.

- Jak długo chcesz, tak myślę.- Wzruszył nonszlanancko ramionami, ale w środku chciał czegoś, aby ona nie odeszła.


- Co jeśli, mnie nie lubisz? - znów przegryzła nerwowo wargę.- Teraz, co będzie, jeśli oni nie chcą mnie tutaj? 

- Jesteśmy otwarci na wszelkich przyjaciół i rodzinę z pałacu - Zaśmiał się idąc w kierunku drzwi.

Nie odpowiedziała, a on zamknął drzwi.

Podeszła do łóżka i usiadła na brzegu głaszcząc jedwabisty materiał prześcieradeł.
Jej zmęczone ciało opadło na świeżym łóżku. Czuła lekkie walenie w tył jej głowy, ale starała się go pozbyć odtwarzając to, co Justin jej powiedział. 

Był taki słodki, pomyślała, ale on chyba ma wiele innych dziewczyn, głos w tyle jej głowy szepnął. 

Spojrzała w górę, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, jej oczy spoczęły na kobiecie w czystym jednolitym stroju  stojącej obok Justina. 

Wchodząc, Melody przeprowadziła rewizję w pokoju swoimi oczami czekając na haczyk gdzie ktoś
zamierzał wyjść i powiedzieć jej, że dała się nabrać na ich plan. Myśl zrobiła swoje i Melody zaczęła drżeć, co Aurora zauważyła.

- Pomogę Ci się przebrać w coś wygodniejszego- powiedziała patrząc na zmęczoną dziewczynę przed nią. - Dalej, chodź za mną.

-Dziękuję - wymamrotała ponieważ pomieściła ubranie, które kobieta podała jej schludnie złożone.

Aurora obserwowała ściśle dziewczynę, z głową wiszącą nisko. Jej włosy były brudne a jej makijaż lekko rozmazany, dając zmęczony efekt. Wyglądała jakby ktoś zerwał na pół i jej ubranie i pozostawił własnemu losowi na pojedynkę.

- Wszystko w porządku? Aurora powiedziała, Melody spojrzała w górę na nią

- Yeah- Melody przełknęła. - w porządku. 

- Czy chciałabyś, abym poszła zrobić dla Ciebie ciepłą kąpiel? To pomoże Ci się zrelaksować.

- Nie dziękuję, jestem naprawdę zmęczona, Może gdy się obudzę, ale dziękuję,

- Oczywiście. - uśmiechnęła się ciepło - Śpij dobrze. 

- Dziękuję.

- Chcesz coś, zanim odejdę Pani? - Aurora zapytała grzecznie.

- Nie, jest dobrze- Pokręciła głową, i wreszcie uśmiechnęła się do Aurori*- Możesz iść. 

Uśmiechnięta Aurora, zamknęła za sobą drzwi dając Melody jej prywatną przestrzeń.


Melody nie czekała długo, zrzuciła z siebie ubrania i rzuciła je gdzieś niedaleko, i założyła ubrania, które dostała.
Zostały one wykonane z jedwabiu. Nowa tkanina pokrywała jej skórę, a ona czuła się zrelaksowana, kiedy jej ciało wkopało się pod nakrycie nietkniętego łóżka, które nie należało do niej, ale po raz pierwszy czuła się komfortowo w nieznanym łóżku. 
Jej znużone powieki zostały zamknięte, posyłając ją w błogi sen. Ostatnią rzeczą, jaką szepnęła jej myśl, była " Dzięki Ci Boże" zanim zapadła w sen.



* Melody  * 

Czułam pokrycie, które ogrzewało moje stopy, wymykając się z moich zmysłów Próbowałam wciągnąć je z powrotem, ale nie były w zasięgu. Otwierając oczy, usiadłam jak tylko zdałam sobie sprawę z zimnej pustki... mrok. Nagle, stałam się sztywną skałą. Niewygodne uczucie, że czyjeś palce biegną w górę po moim ramieniu wysyłając dreszcze wzdłuż mojego kręgosłupa. Dotyk był odczuwalny na moim ramieniu i odwróciłam się zanim osoba zdążyłaby uciec, ale ku mojemu zdziwieniu zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu jak kurz. Ale coś innego przykuło mój wzrok w oddali; byli to ludzie kradnący złoto. Łapali je tak szybko jak tylko mogli, a ono przelatywało im przez palce. Był tam mały chłopiec stojący na swoich dwóch bosych stopach, próbujący ich zatrzymać; ciągnął za ich ubrania i mierzył ze swoich malutkich pięści do tych potężnych mężczyzn, ale oni kopnęli go na ziemię i uciekli. Czułam, że moja wizja staje się niewyraźna, ale wkrótce usłyszałam dwa groźne, krzyczące głosy. Wkrótce argumenty stały się jasne. Tu chodziło o mnie. Ci ludzie mnie nie lubili, ale gdy miałam zamiar podejść bliżej, poczułam kolejne stuknięcie na moim ramieniu. Od razu się odwróciłam a osoba znowu zniknęła. " Kto to jest?" udało mi się wymówić nerwowo. Ech mojego głosu sprawiło, że się zatrzęsłam. Mruczenie i miauczenie kota wydobyło się z pode mnie. Spojrzałam w dół pod moje stopy aby zobaczyć jak kot ociera się o moją nogę mrucząc z miłością podczas gdy kolejny stał daleko i patrzał się swoimi jasnymi oczyma. Bez mrugnięcia. Jej laserowe oczy wrodziły się w moje ciało gdy jej ogon machał za nią tam i z powrotem.


* 3 osoba *

Godzinę później, rozległo się pukanie w drzwi Melody. Musiała być głęboko we śnie, aby nie usłyszeć, że osoba wchodzi do pokoju. Osoba podeszła szybko do zwiniętego ciała na łóżku i wzywając imię Melody cicho.

Odwracając się, była twarzą z dziewczyną, którą spotkała nie tak dawno temu, wzięła komfortowy oddech. Rozejrzała się po otoczeniu pamiętając, że wciąż była w tym samy miejscu. Była bezpieczna.

- Przepraszam, że Cię budzę, ale książę pragnie zobaczyć Cię w głównym pokoju.
- Książę? - mówiła starając się znaleźć jej głos. 
- Tak, Justin, pozwolił mi przyjść do Ciebie, abyś się przebrała i poszła w dół. Kazał mi pomóc Ci się przygotować.
- Oh.

Wydostała się z łóżka, a pokojówka zaczęła robić łóżko jak Melody poszła do łazienki.

Po kilku minutach Melody wyszła i spojrzała na pokojówkę, ona naprawdę nie wiedziała co robić lub co powiedzieć więc czekała na jej szczyt *

- Oh, gotowe. Zobaczymy w co Cię ubrać. - Aurora powiedziała podchodząc do otwartej szafy. 

Melody wydawała się być w pełni obudzona teraz, gdy jej oczy wędrowały po ubraniach.
Z najwięcej strojów wizytowych, po sukienki na przyjęcie, garnitury, spódnice, spodnie, krótkie spodenki, 
sportowa odzież, stroje kąpielowe, wełniane bluzy z kapturem i kolorowe szale. Nie wspominając o dodatkach i butach na przeciwległej stronie. 

- To wszystko jest dla? - dotknęła materiału dziwnie wyglądającej sukienki u jej boku.

- Dla Ciebie oczywiście.

- Nie potrzebuje tego wszystkiego, czy to nie zbyt wiele?

Aurora wyciągnęła ciemnoniebieską sukienkę na zewnątrz i zwróciła się do Melody. - Cóż, to zastało zarządzone przez Justina specjalnie dla Ciebie. Wszystko co Ci się nie spodoba lub będzie w nie Twoim rozmiarze zostanie zmienione.

- Oh, nie wiem jak długo tutaj będę, więc może nie będę nawet potrzebować jedną czwartą z tego.

- Oh, będziesz tu na jakiś czas.- Aurora uśmiechnęła się niezwykłym uśmiechem do niej. - Co myślisz o tej sukience? Będzie idealne w Twoich oczach. 

Melody zlustrowała strój wizytowy w rękach Aurory. To była prosta ciemnoniebieska sukienka - To bardzo słodkie.

- Aurora?- Melody zapytała, patrząc na sukienkę w rękach pokojówki. - Co to znaczy, że będę tutaj jakiś czas?

- Cóż, wydajesz się być bardzo blisko z Justinem. nie jestem poprawna?

Melody tylko wzruszyła ramionami.

- Wydaję się lubić Ciebie 

- Hm? Melody zapytała

Aurora roześmiała się lekko - On nie robi tego dla każdej dziewczyny. Jesteś szczęściarą. 

I to była prawda, prawie każda młoda pokojówka w pałacu traciła głowę dla Justina Biebera. Był młodzieńcem skłonnym  do flirtów. To było rzadkie, on miał stabilny związek.

Melody założyła sukienkę, a Aurora pomogła zapiąć jej zamek błyskawiczny z tyłu. Aurora podeszła do przodu, sukienka pasowała do kształtu dziewczyny a kolory sprawiły, że była ona bardziej kusząca. 

- Wyglądasz pięknie - Aurora wybuchnęła - Tutaj, popatrz na siebie w lustrze.

Melody obróciła się i umieściła siebie przed wysokim i wąskim lustrem. Nie wyglądała zupełnie inaczej, ale czuła się inna.

Chwytając gumkę do włosów, która była na jej nadgarstku, zawiązała włosy w wysoki koński ogon.- Dobrze, skończyłam, Chodźmy. 

- Nie! - Aurora podeszła i ściągnęła jej gumkę z włosów- Co skończyłaś? 

- Upinać moje włosy do góry- odpowiedziała rzecz oczywistą. 

- Nie, Twoje włosy muszą być w dół, że będziesz wyglądać reprezentacyjnie dla Króla i Królowej.

- Muszę się z nimi spotkać? - Melody zapytała z powrotem. Myślała, że musi tylko zobaczyć Justina, bo chciał z nią porozmawiać.

- Tak, oni nie mogą się doczekać, aż Cię zobaczą. Wujek Justina też.

- Oh, widzę.

Aurora zaczęła Melody układać włosy i robić makijaż. Melody nie odważyła zadać się pytania. Dziewczyna robiąc swoją pracę najwyraźniej wiedziała co robiła. 

Kiedy Aurora skończyła, oboje udali się w dół schodów.

- Pamiętaj, aby ukłonić się kiedy wchodzić, postępuj tak jak ja.


Były bardzo duże drzwi, przy których stał strażnik. Strażnik otworzył drzwi dla dwóch kobiet i weszły. 

Aurora ukłoniła się lekko a Melody naśladując ją patrzyła co powinna zrobić. Kiedy zdała sobie sprawę, że Aurora mówi do ludzi w pokoju, Melody spojrzała na nich. 
Justin był pierwszym, który złapał jej wzrok i natychmiast poczuła uczucie ciepła wewnątrz jej. Uśmiechnęła się do niego, a potem jej oczy skanowały pozostałych członków w pokoju i uśmiechała się do nich.

- Matko, Ojcze, to jest, o którym wam mówiłem. To jest Melody - Wstał i podszedł do dziewczyny. - Melody, poznaj moich rodziców i mojego wujka.

- Hello- Melody udało się to powiedzieć, ona tak naprawdę nie wiedziała co powiedzieć, więc pomyślała o czymś oczywistym. - Miło mi was poznać. 

Matka Justina wstała - Cudownie poznać Ciebie też, mój syn powiedział mi trochę o Tobie.

Melody uśmiechnęła się do kobiety.

- Jesteś stąd, czy mieszkasz w tym mieście Overalia?

- Nie, pochodzę z bardzo dalekiego miasta. 

- Oh, no to może Justin oprowadzi Cię tutaj. To bardzo piękne miasto ze wspaniałymi ludźmi.

- Nie miałabym nic przeciwko- Melody spojrzała na Justina i uśmiechnęła się. - Tak, wydaję się bardzo ładnie tutaj, macie wspaniałych ludzi.

- Dziękujemy, ciężko pracujemy. - Król wreszcie przemówił kiwając głową.

Tymczasem wujek Justina, James nie powiedział ani słowa, i bacznie obserwował dziewczynę. Poczuł się
bardzo podejrzliwy. Czuł, że zna dziewczynę, ale nie to uczucie, że byłby zadowolony gdyby zobaczył ją jeszcze raz.
Nie mógł położyć palca na jej temat. Obserwował jej uśmiech i śmiech z Justinem, i jego rodzicami,
dlaczego czuł się w ten sposób do kogoś tak jasnego i o miękkim sercu.

- Mam zamiar, oprowadzić Melody po pałacu - Justin powiedział wstając z fotela, usprawiedliwiając się. Uśmiechnął się do Melody a ona przytaknęła.

- To był zaszczyt was poznać, Wasza Wysokość.

Przed wyjściem, ukłoniła się i odwróciła się w stronę drzwi, a Justin położył rękę luźno na jej talii.

Przełożyła swoje włosy na jedną stronę ramienia, spojrzała w górę na Justina i powiedziała mu coś czego
nikt nie mógł tak naprawdę zrozumieć, gdy oboje byli dalej w pokoju.

Książę James zauważył coś na plecach dziewczyny i zaraz potem trafiła Go fala wrogości.

Miał rację. Dobrze znał tą dziewczynę..

Była dziewczyną #7801.

* próbowałam odmienić jej imię, ale coś chyba nie wyszło XD 
* chodziło o to, że ona czekała aż pokojówka skończy ścielić łóżko. 

***
No no no, kto  by się spodziewał, że wujek Jusa zna Melody.. 
Wiem, że obiecałam, że dodamy dwa rozdział pod rząd, 
ale ja naprawdę nie miałam czasu tego przetłumaczyć.
mam nadzieję, że zrozumiecie.. 
Dziękujmy Gosi, że przetłumaczyła fragment oczami Melody, bo 
dziś nie pojawiłby się rozdział <3 
Rozdziały będą pojawiały się rzadziej, gdyż nie chcemy nadgonić autorki 
i być zależne od niej. : ) 

I chciałabym abyście jeśli to czytacie, zostawili ślad w komentarzu, chociażby głupią minkę..
Dziękuję xo 

PS : rozdział na pew pew pojawi się na początku września. 

Magda ♥ 


sobota, 24 sierpnia 2013

Chapter 3

                                                                 W gwiazdach jest Melodia
3 osoba

Momenty nie trwają wiecznie, szczególnie te, które kochasz. Czasami jest specjalny moment i nie zdajesz sobie sprawy jak cenny jest dopóki nie staje się wspomnieniem. To dlatego musisz wczuwać się w każdy moment, jakby to miał być twój ostatni dzień.

Wchodząc do miasta i podążając różnymi drogami, Justin trzymał dłoń tej nieznanej dziewczyny, jakby znał ją tak długo jak tylko pamięta. Spojrzał na nią zachwycając się jej wadami i zaletami. Jego oczy przebiegły od jej zmarszczek przez jej oczy do dołeczków w policzkach przy czubku jej uśmiechu.

Jej śmiech ponownie wypełnił powietrze tej nocy gdy opowiedział jej kolejną swoją, śmieszną historię.
   - Pałac wydaje się bardziej zabawny niż sobie wyobrażałam, huh? - powiedziała podnosząc brwi, gdy trzymała się za kark.
   - Nie bardzo, to cholerna dziura.
   - Oh naprawdę? - powiedziała koncentrując się na nim, czekając aż poda szczegóły.
   - Tylko głupie rzeczy staja się fajne, błędy których nikt nie zauważa, poza mną. - wzruszył ramionami, patrząc na otwartą drogę.
Przez kilka sekund było cicho, a potem ponownie odezwała się tajemnicza dziewczyna.  - Zauważasz dużo rzeczy, jak na mężczyznę.
   - Naprawdę? - Justin powiedział myśląc o tym osobiście. Przywołując myśli i wspomnienia.
   - Tak. - Odetchnęła drżącym oddechem wybierając kontynuować, czy nie, wybrała.  - Zauważyłeś dziś wszystkie moje uczucia. Nikt wcześniej tego nie zrobił.
   - Czy to co-wiesz-co wydarzyło się dzisiaj, zdarzyło się już wcześniej?
   - Nie. - powiedziała prosto.
   - Więc co się dzisiaj stało? Co zrobiłem?
   - Nic nie zrobiłeś, to ja byłam problemem. Nie powinnam się tak załamać. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
   - Hej - uspokoił, zatrzymując się naprzeciwko niej. - Nie mów tego. Coś jest widocznie źle i nie jesteś szczęśliwa w tej sytuacji. Nie zmuszę cię, żebyś mi powiedziała, ale nie chce żebyś czuła się źle. Teraz jesteś bezpieczna.
   - Dziękuję. - powiedziała wędrując po jego ciepłych, pełnych serca oczach.
   - Cała przyjemność po mojej stronie. - Powiedział, kiwając głową i prowadząc na spacer na nowo znalezionej drodze. Było tutaj kilka budynków ustawionych w kolejce, jeden po drugim. Łapiąc jej rękę, wszedł do budynku na końcu drogi. Budynek był dość wysoki w porównaniu do innych i wydawało się, że miał około 10 pieter wysokości.
Odwrócił się i przeskoczy nie za wysoką bramę, ciągnąc za sobą dziewczynę. Był tu wcześniej i znał to miejsce na pamięć. Biorąc klucz do opuszczonego budynku, otworzył drzwi prowadzące do kilku pokoi i klatki schodowej.
W takim miejscu słychać każdy oddech. Pajęczyny zwisały luźno z różnych zakątków i szczelin pokoju. Nie było widać światła poza światłem księżyca, które świeciło przez okno klatki schodowej.
   - Gdzie jesteśmy? - Drobny głos młodej dziewczyny słychać było nie za głośno, w przypadku gdyby był głośniejszy dom mógłby rozkruszyć się na małe kawałki.
   - Chce ci coś pokazać. - Powiedział, nareszcie osiągając ostatnie piętro. Sięgając metalowych drzwi, otworzył je pozwalając powietrzu wybuchnąć. Drzwi prowadziły na dach budynku, gdzie znajdowało się niesamowite miejsce.

Podchodząc do widoku przed nimi, Justin przyciągnął dziewczynę bliżej do siebie opiekuńczo, panowała nowa atmosfera do, której nie była przyzwyczajona, podeszli w kierunku krawędzi. Westchnienie wydostało się z jej ust, iskierki tańczyły w jej oczach gdy patrzyła na widok rozciągający się przed nimi.

Miasto otaczające ich było ciche. Wszystkie światła były wyłączone i nie było żadnej osoby w zasięgu wzroku. Choć widok był z dużej wysokości i zapierał oddech to było niemożliwe jak wiele można zobaczyć, kiedy wszystko, co myślisz o tym mieście to domy, rynki i mieszkańcy.

Westchnęła, biorąc się w garść, dziewczyna oblizała usta i pociągnęła kosmyk swoich luźno zwisających włosów za ucho.
   - Tutaj jest pięknie, jak znalazłeś to miejsce?
Po długim spojrzeniu w niebo, nareszcie odwrócił się do niej, podając swoje zmęczone myśli.  - Przyjaciel mojego ojca pracował tutaj, ale kiedy dostał nowe biuro w pałacu, nie potrzebował już tego. Ja jednak raz wziąłem klucze i przyszedłem tutaj, gdy moi rodzice się kłócili i nic w domu nie działo się jak powinno.
   - Więc to jest jakby twoja kryjówka?
   - Tak, świat nie może mnie stąd zobaczyć.
   - Oh, rozumiem.
Podeszła do krawędzi budynku i usiadła pozwalając świeżemu powietrzu wypełnić jej nozdrza. Zamknęła oczy, jakby chciała zmyć wszelkie wspomnienia z przeszłości.
Podszedł do niej. Oboje usiedli obok siebie; jedno usiadło ze skrzyżowanymi nogami, podczas gdy drugie uniosło kolana w górę i objęło je ramionami. Cisza dała upust relaksującej atmosferze wokół nich.
   - Mogłabym żyć gdzieś tak wysoko jak tutaj... sama. - dziewczyna wypowiedziała swoje myśli zupełnie tak, jakby mówiła do siebie.
   - Dlaczego chciałabyś żyć sama? - zapytał odwracając swój wzrok od nieba na nią.
   - Ludzie zawsze są samolubni.
   - Nie wszyscy są. - powiedział, siadając, oblizując swoje usta sprawił, że były wilgotne.
   - Cóż, każdy kogo poznałam był dość egoistyczny.
   - Jestem egoistą?
Pozostała cicho nie wiedząc co odpowiedzieć, ponieważ po raz pierwszy w życiu odkąd opuściła rodziców, był jedyną osobą, która jest tak łagodna wobec niej.
   - Nie.
   - Więc osądzasz wszystkich przez to co po prostu myślisz? - Powiedział, unosząc do góry brew.
Milczała, tak jakby jego ostatnie pytanie wyciszyło ją. Westchnęła odwracając głowę w jego stronę, w końcu, patrząc na niego, chcąc wiedzieć co próbował z niej wydostać.

Przebiegając dłonią po jej wilgotnych włosach trzymała ją na nich przez jakiś czas, zanim w końcu pozwoliła iść swoimi słowami.  - Zawsze jesteś taki trudny?
   - Mój ojciec mówi, że mam to po matce.
   - Ah, rozumiem. To po prostu rodzinne. - Machnęła palcem.
Wzruszył ramionami.  - Mam kilka rzeczy po mojej mamie.
Przechyliła głowę na ramionach, które bezpiecznie zawinęły się wokół jej podniesionych kolan, uśmiechnęła się do niego, chcąc usłyszeć więcej o jego relacjach z matką.
   - Na przykład, kiedy się denerwuje lubi mieć własną kryjówkę jak ja. - Spojrzał w górę na niebo.  - oboje lubimy wejść do ogrodu przed zachodem słońca i oglądać kolorowe niebo.
Jeśli trzeba było by nauczyć się jednej rzeczy o Justinie, to było by to, kochał niebo, kolory, te zawirowania, kształty chmur, gwiazdy i jak poszło na wieki wieków.
   - Więc spędzasz dużo czasu ze swoją matką?
   - Tak, jesteśmy dość blisko, tak myślę.
   - Matka czy Ojciec?
   - Mam inne relacje z obojgiem, ale moja matka rozumie mnie bardziej niż ojciec.
   - Aww. Chłopiec mamusi - Dziewczyna zanuciła.
Odrzucił głowę do tyłu, lekko się śmiejąc, pozostawiając to. Kolejna mała cisza zapadła aż dziewczyna przemówiła.  - Wydaje się miła-twoja matka.
   - Dlaczego tak myślisz?
   - Cóż ty jesteś miłą osobą i jak od ciebie słyszę, jest podobna to twojej osobowości. Trudno znaleźć kogoś sympatycznego.
   - Jest miła. I dziękuję. - Skiną głową potwierdzając. - A co z twoją matką?
   - Oh. - przełknęła ślinę, próbowała unikać jego wzroku. - Nie widziałam mojej matki jakiś czas. 
   - Delikatny temat? - powiedział a ona przytaknęła bez słowa. Pokiwał głową aby pokazać, że rozumnie, zostawił temat.
Ciągnąc ją za rękę aby wstać, podciągnął ją razem ze sobą na krańcu krawędzi budynku, malutki krok i spadli by.
   - Justin! - Krzyknęła przestraszona o życie.
   - Trzymaj się mnie, nie pozwolę Ci upaść. - I do tego tak jakby w odruchu, złapała się jego koszuli będąc tak blisko, że podręcznik nie zmieścił by się między nimi.
Śmiejąc się z tego jak kurczowo się go trzymała, wyszeptał jej do ucha, chociaż w pobliżu nie było nikogo kto mógłby usłyszeć, ale przede wszystkim aby ją pocieszyć  - Nie patrz w dół. Spójrz na mnie.

Powoli podnosząc głowę i otwierając zaciśnięte powieki, spojrzała w jego oczy, nie wiedząc jak blisko niego się przysunęła.
   - Masz piękne oczy. - Powiedział bez ostrzeżenia i szczerze go to nie obchodziło. Noc już miała kilka swoich zakrętów i on miał zamiar iść z wiatrem; zabierającym go wszędzie tam gdzie miał zamiar iść z tą dziewczyną.

Czując jej problem z oddychaniem, nie mogła wydobyć odpowiedzi, ale zwyczajnie przygryzła wargę ssąc wilgotną skórę.

Biorąc jej ręce w jego, szedł wstecz naprzeciwko niej. Skakał po dachu, trzymając ją za rękę, gdy szedł wzdłuż poręczy.
Chichotała, jak mogła zrobić coś takiego, w co nigdy nawet nie wierzyła, że mogla by zrobić, odwróciła się by móc spojrzeć na Justina i uśmiechnęła się.

Coś w nim sprawia, że ona chciałaby poznać go lepiej.

Jako dziecko czytała książki o Księciu i Księżniczce. Książę był zawsze słodki i chronił księżniczkę. W książkach był zawsze zły gość, ale pełno dobrych ludzi. Książki mówią nam, że świat jest pełny dobrych ludzi a ci źli są rzadkością. Jej świat był pełny złych ludzi a dobrzy byli rzadkością. Justin był rzadkością i była zdecydowana trzymać się go.

Zatrzymując się, wyciągnął obie swoje ręce szeroko, patrząc na nią.  - Skacz, złapie Cię.
Przycisnęła swój palec do ust, ukrywając uśmiech, który został przyklejony do jej twarzy, jak u małej dziewczynki w szkole. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatni raz była naprawdę szczęśliwa. Wskoczyła w jego ramiona bez obawy tak jakby pozwoliła im wszystkim zniknąć, kiedy spadała.

Łapiąc ją w ramiona, wyciągnął jej nogi wokół swojej talii, dając jej wsparcie, trzymał ręce pod jej tyłkiem.

Owinęła swoje ramiona wokół jego szyi aby zachować równowagę. Widząc jak blisko niego była, po raz pierwszy była zdenerwowana będąc tak blisko mężczyzny. Bycie blisko cudzego ciała było jej codziennością, ale po raz pierwszy była tak blisko faceta i była szczęśliwa.

   - Melody. - Spojrzała w jego oczy. - Mam na imię Melody.
____________________________________________
Witam po krótkiej przerwie. Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału, ale jak już Magda wspominała miałam spory problem ze swoim psem. Jest już lepiej.

Czy was też dziwi to, że oni wszyscy tam nigdy nie używają zdrobnień typu "mama" "tata"? No nie wiem.Mam nadzieje, że się podoba :D Do następnego.
enjoy

piątek, 23 sierpnia 2013

Informacja.

Jeśli ktoś czyta mojego aska pewnie już wie .. A więc.. po pierwsze bardzo przepraszam z Gosią, że nie ma nowego rozdziału : c Niestety Gosia ma pewnie problemy z pieskiem ( życzmy jej aby jej piesek był cały zdrów <3 ) więc rozdziałów nie ma ; c Ale gdy już się pojawi, dodamy dwa : ) Dokładnie nie wiem kiedy będzie nowy rozdział, ale nie martwcie się, nie pozwolimy byście czekali bardzo długo c : Postaramy się wywiązać z zadania jak najszybciej <3 A wy kotki nacieszcie się ostatnimi dniami wakacji. Wracamy już niedługo.

ILY. 

piątek, 2 sierpnia 2013

Chapter 2

Szkło jest kruche. 


Nie znałem tej dziewczyny, ale ona była tylko jedną z nich, mnóstwa innych dziewczyn
które były na tej imprezie. Wszystkie z takimi samymi czarnymi strojami, włosami 
i tatuażami. Należały do kogoś. Każdy miał szczupłe ciało i silną posturę. 
Każdy świecił i łapał centrum uwagi z seksownym uśmiechem.
Ale dlaczego ta dziewczyna była inna? Wydawała się być czymś więcej niż tylko numerem. 
Ludzie są różni i wielu może wydawać się innych niż poznaliśmy ich pierwszy raz.
Wszystko wygląda inaczej z innej perspektywy.
Z jednej perspektywy ludzie są piękni z innej brzydcy i tak ludzie widzą innych
Ta dziewczyna, nawet nie wiem jak ma na imię. Była zdecydowanie wspaniała, ale
mylące było w jaki sposób mogłem ją jedynie opisać. Tak jakby była obojętna tak jakby zrobiona z plastiku, mogłem tylko odczytać jej sylwetkę.
Odepchnąłem ją od mojej szyi i trzymałem ją za ramiona na długość rąk.
Spojrzałem na jej twarz próbując dowiedzieć się co się stało bez wypowiadania
ani jednego słowa.
Jej oczy były nieczytelne od wodnistych łez, które uformowały się na dole jej 
błyszczących tęczówek.
Pociągnęła nosem odpychając moje ręce.
Spojrzała na mnie zanim potrząsnęła głową w pośpiechu i pociągnęła nosem, ocierając 
wszelkie ślady mokrych plam, które wskazywały na to, że płakała.
- Oni są .. - wyjąkała szukając odpowiednich słów - Oni chcą mnie zabić.
Zrobiłem ostrożnie krok do przodu w jej kierunku obawiając się, że gdybym zrobił krok 
za szybko ona rozbiłaby się na ziemi jak potłuczone szkło. 
- Kto? - zapytałem mrużąc oczy, starając się zobaczyć prawdę z dalekiej odległości. 
Obróciła się obawiając się, że byłem przestępcą, który zamierzał ją zabrać. 
Jej plecy uderzyły o ścianę
jakby nóż nieoczekiwanie przeszedł przez jej plecy a ona wydała z siebie skomlenie gdy
natychmiast przyłożyła dłoń do swoich ust.
Spojrzała na mnie w górę, a jej oczy szeptały  zaczepne słówka.
Mógłbym mówić to nieskończenie wiele razy żeby wytarła twarz i powstrzymała się od łez,
które płynęły jak rzeka na jej twarzy - Nie mów im - wyszeptała drżącym głosem.
- Kto? - powtórzyłem jeszcze raz. 
- Głupia dziewczyna. - mruknęła - Głupia, głupia, głupia. 
Byłem zdecydowanie zdezorientowany, ale ona była rozbita i musiałem jej pomóc. 
Podszedłem do miejsca, gdzie stała ostrożnie i przemówiłem- Nie jesteś głupia - powiedziałem
w osłupieniu.
Podeszła do okna, które znajdowało się w połowie wysokości jej ciała, które wydawało się być jedynym
zainteresowaniem na tym długim opuszczonym korytarzu. Spojrzała przez nie jakby to było niedostępne
miejsce o którym chciała by się dowiedzieć - Lepiej idź stąd teraz.
- Co się stało ? 
Wydała z siebie fałszywy śmiech, nadal wpatrując się w nicość. - Nic się nie stało- 
Cisza zawładnęła nią i zanim zdążyłem otworzyć usta ponownie powiedziała 
nieprzewidziane - Chcesz seksu?
- Nie - odpowiedziałem.
- Dam Ci wszystko co chcesz od mojego ciała dziś, tylko proszę, nie mówi im, że 
zawiodłam- Błagała zwracając się do mnie.
Podszedłem do niej i położyłem ostrożnie ręce na jej ramionach. - Nie chcę Twojego ciała.
Zobacz, nie mam zamiaru Cię skrzywdzić. - powiedziałem próbują ją pocieszyć, by troskliwie
zabrzmieć w jej umyśle. Oddychałem ciężko patrzą na wilgotny sufit. Moja szczęka
była zaciśnięta mocno i nie zdawałem sobie z tego sprawy dopóki nie zacząłem mówić 
ponownie - Kto to jest, że jesteś tak przestraszona?
- Nie mogę Ci powiedzieć - jej wargi zadrżały - Tylko proszę, nie wspominaj 
o dzisiejszej nocy. Pójdziemy swoimi śnieżkami i nie będziemy mówić o tym już nigdy. 
- Mogę powiedzieć coś co Cię skrzywdzi ? 
- Nie - wzięła oddech - Muszę wracać do mojej pracy, przepraszam. 
Przeszła obok mnie a ja natychmiast chwyciłem ją za ramie. 
- To jest praca- powiedziałem. Małe części zaczęły do siebie pasować powoli jak puzzle.
Spojrzała na swoje ramie, jakby chciała by sztylety strzelane z jej oczu 
usunęły moją rękę z jej skóry. Mięśnie jej ramion zesztywniały pod moim dotykiem i 
była zdeterminowana by zdjąć mój uchwyt z niej.
- Zrobię kontrakt z Tobą. - powiedziałem patrząc głęboko w jej oczy z zapytaniem.
- Chodź ze mną, nikt nie będzie wiedział, i nikt kto nie chcesz by się dowiedział. 
- Co ?! - splunęła w szoku, wyrywała z siebie znów płonącą siłę jaką kiedyś miała.
- Będę Cię chronić. 
- Puste obietnice - mruknęła
- Zaufaj mi - zaryzykowałem. 
- Nawet Cię nie znam . Nie znam nikogo tutaj, ani innego faceta - Milczące i raniące 
słowa wyszły jak wymiociny z jej ust. Drżała furią, pozwalając wychodzić
z jej ciała jak pociąg parze - Nie wiem gdzie mnie zabierzesz albo co mi zrobisz. 
- Powiedziałem, że nie chcę Cię zranić - powiedziałem spokojnie, starając się nie wyprowadzić jej z równowagi. 
Włożyłem palce do kieszeni moich dżinsów i spojrzałem w dół na moje buty. 
Powiedziałem co miałem na myśli i nie wiem co więcej jej powiedzieć.
Milczenie ogarnęło nas, że zatopione w atmosferze przełknięcie śliny
pochłonęło złość, ból i strach, które zniszczyło powietrze wokół nas.
- Dlaczego.. - wzięła oddech - Dlaczego chcesz zabrać mnie ze sobą? 
Zajęło mi trochę czasu aby przemyśleć moją odpowiedź, bo z całą szczerością ale nie wiem
dlaczego chcę ją bardziej niż powinienem. Zgaduję, że ona jest inna, ale to nie jest
usprawiedliwieniem . Popatrzyłem w górę na nią dając jej pełną uwagę. Szminka, która
kiedyś pogrywała jej wargi teraz wyblakła.
- Mogę powiedzieć gdzie stoisz i co robisz - jeśli chcesz nazwać to Twoją pracą - jest
niebezpieczna. Wiem, że nie możesz mi zaufać, bo jestem Ci obcy, ale myślę o tym
w ten sposób, jestem synem króla. Naprawdę nie mogę niczego Ci zrobić. 
- A co jeśli oni mnie znajdą ? - wyszeptała zamykając mocno oczy i nadzieją 
na moją odpowiedź - zabiją mnie - utratę nadziei była zaplątana między jej zdania. 
- Nie pozwolę by ktoś Cię dotknął - wrzałem pocieszając ją dotykałem koniuszkami palców
jej policzków, pędzących ciepłą krwią.
Skinęła głową do mojego dotyku i uniosła ciężkie powieki, jej rzęsy ułożyły się pod 
kształtem jej brwi. Jej oczy popatrzyły w górę na moje jakby cały jej życie było 
teraz moje .
Ale nie, nie chcę być mężczyzną który kontroluje jej życie, chcę być człowiekiem, 
który otworzy jej oczy. Wziąłem ją za rękę patrząc czy nie ma jakiegoś człowieka wokół.
Zdjąłem moją kurtkę i podałem jej, ona bez słowa wzięła ją i umieściła na swoim
kruchym ciele.
Otworzyłem okno i wyciągnąłem ją przez czyste wybrzeże świeżej niekończącej się 
trawy i skoczyłem za nią. Ostatni raz spoglądając zamknąłem okno, żeby zlikwidować wszelkie
ślady dowodów i udałem się w rześkim powietrzu zapraszającej północy. 
Została uwolniona jak ptak z klatki. 
Błyskawicznie napłynęło jej do oczu noce powietrze, poczuła wiatr we włosach.
Była wyraźnie zmartwiona co widziałem po jej pogawędkach, ale co jakiś czas widziałem też przemycony mały uśmieszek.
Nocne powietrze było przyjemne i ciepłe. Żaden energiczny wiatr nie powiał dziś wieczorem 
i żadna chmura nie przysłaniała gwiazd, które posypały w poprzek ciemnego rozłożonego
nieba. Szelest drzew i długiej trawy wyciszyły jakiekolwiek dźwięki miasta.  
Załamana dziewczyna nie może chodzić na dwóch nogach, ale ona mogła ...
Ta dziewczyna była inna . 

***
ZAPRASZAM WAS NA NASZE DRUGIE TŁUMACZENIE

tlumaczenie-pewpew.blogspot.com 


Mega trudno kojarzyło mi się ten rozdział! Wczoraj przetłumaczyłam połowę i dziś drugą część .. 
W rozdziale mogą być niezrozumiałe zdania, ale nawet po rozmowie z koleżanką nie mogłam ich porządnie przetłumaczyć. Nooo ale ... został nam miesiąc wakacji prawda ? Więc życzę wam udanego ostatniego miesiąca wakacji i zapraszam do komentowania i zapisywania się do informowanych xo