sobota, 24 sierpnia 2013

Chapter 3

                                                                 W gwiazdach jest Melodia
3 osoba

Momenty nie trwają wiecznie, szczególnie te, które kochasz. Czasami jest specjalny moment i nie zdajesz sobie sprawy jak cenny jest dopóki nie staje się wspomnieniem. To dlatego musisz wczuwać się w każdy moment, jakby to miał być twój ostatni dzień.

Wchodząc do miasta i podążając różnymi drogami, Justin trzymał dłoń tej nieznanej dziewczyny, jakby znał ją tak długo jak tylko pamięta. Spojrzał na nią zachwycając się jej wadami i zaletami. Jego oczy przebiegły od jej zmarszczek przez jej oczy do dołeczków w policzkach przy czubku jej uśmiechu.

Jej śmiech ponownie wypełnił powietrze tej nocy gdy opowiedział jej kolejną swoją, śmieszną historię.
   - Pałac wydaje się bardziej zabawny niż sobie wyobrażałam, huh? - powiedziała podnosząc brwi, gdy trzymała się za kark.
   - Nie bardzo, to cholerna dziura.
   - Oh naprawdę? - powiedziała koncentrując się na nim, czekając aż poda szczegóły.
   - Tylko głupie rzeczy staja się fajne, błędy których nikt nie zauważa, poza mną. - wzruszył ramionami, patrząc na otwartą drogę.
Przez kilka sekund było cicho, a potem ponownie odezwała się tajemnicza dziewczyna.  - Zauważasz dużo rzeczy, jak na mężczyznę.
   - Naprawdę? - Justin powiedział myśląc o tym osobiście. Przywołując myśli i wspomnienia.
   - Tak. - Odetchnęła drżącym oddechem wybierając kontynuować, czy nie, wybrała.  - Zauważyłeś dziś wszystkie moje uczucia. Nikt wcześniej tego nie zrobił.
   - Czy to co-wiesz-co wydarzyło się dzisiaj, zdarzyło się już wcześniej?
   - Nie. - powiedziała prosto.
   - Więc co się dzisiaj stało? Co zrobiłem?
   - Nic nie zrobiłeś, to ja byłam problemem. Nie powinnam się tak załamać. Nie wiem co we mnie wstąpiło.
   - Hej - uspokoił, zatrzymując się naprzeciwko niej. - Nie mów tego. Coś jest widocznie źle i nie jesteś szczęśliwa w tej sytuacji. Nie zmuszę cię, żebyś mi powiedziała, ale nie chce żebyś czuła się źle. Teraz jesteś bezpieczna.
   - Dziękuję. - powiedziała wędrując po jego ciepłych, pełnych serca oczach.
   - Cała przyjemność po mojej stronie. - Powiedział, kiwając głową i prowadząc na spacer na nowo znalezionej drodze. Było tutaj kilka budynków ustawionych w kolejce, jeden po drugim. Łapiąc jej rękę, wszedł do budynku na końcu drogi. Budynek był dość wysoki w porównaniu do innych i wydawało się, że miał około 10 pieter wysokości.
Odwrócił się i przeskoczy nie za wysoką bramę, ciągnąc za sobą dziewczynę. Był tu wcześniej i znał to miejsce na pamięć. Biorąc klucz do opuszczonego budynku, otworzył drzwi prowadzące do kilku pokoi i klatki schodowej.
W takim miejscu słychać każdy oddech. Pajęczyny zwisały luźno z różnych zakątków i szczelin pokoju. Nie było widać światła poza światłem księżyca, które świeciło przez okno klatki schodowej.
   - Gdzie jesteśmy? - Drobny głos młodej dziewczyny słychać było nie za głośno, w przypadku gdyby był głośniejszy dom mógłby rozkruszyć się na małe kawałki.
   - Chce ci coś pokazać. - Powiedział, nareszcie osiągając ostatnie piętro. Sięgając metalowych drzwi, otworzył je pozwalając powietrzu wybuchnąć. Drzwi prowadziły na dach budynku, gdzie znajdowało się niesamowite miejsce.

Podchodząc do widoku przed nimi, Justin przyciągnął dziewczynę bliżej do siebie opiekuńczo, panowała nowa atmosfera do, której nie była przyzwyczajona, podeszli w kierunku krawędzi. Westchnienie wydostało się z jej ust, iskierki tańczyły w jej oczach gdy patrzyła na widok rozciągający się przed nimi.

Miasto otaczające ich było ciche. Wszystkie światła były wyłączone i nie było żadnej osoby w zasięgu wzroku. Choć widok był z dużej wysokości i zapierał oddech to było niemożliwe jak wiele można zobaczyć, kiedy wszystko, co myślisz o tym mieście to domy, rynki i mieszkańcy.

Westchnęła, biorąc się w garść, dziewczyna oblizała usta i pociągnęła kosmyk swoich luźno zwisających włosów za ucho.
   - Tutaj jest pięknie, jak znalazłeś to miejsce?
Po długim spojrzeniu w niebo, nareszcie odwrócił się do niej, podając swoje zmęczone myśli.  - Przyjaciel mojego ojca pracował tutaj, ale kiedy dostał nowe biuro w pałacu, nie potrzebował już tego. Ja jednak raz wziąłem klucze i przyszedłem tutaj, gdy moi rodzice się kłócili i nic w domu nie działo się jak powinno.
   - Więc to jest jakby twoja kryjówka?
   - Tak, świat nie może mnie stąd zobaczyć.
   - Oh, rozumiem.
Podeszła do krawędzi budynku i usiadła pozwalając świeżemu powietrzu wypełnić jej nozdrza. Zamknęła oczy, jakby chciała zmyć wszelkie wspomnienia z przeszłości.
Podszedł do niej. Oboje usiedli obok siebie; jedno usiadło ze skrzyżowanymi nogami, podczas gdy drugie uniosło kolana w górę i objęło je ramionami. Cisza dała upust relaksującej atmosferze wokół nich.
   - Mogłabym żyć gdzieś tak wysoko jak tutaj... sama. - dziewczyna wypowiedziała swoje myśli zupełnie tak, jakby mówiła do siebie.
   - Dlaczego chciałabyś żyć sama? - zapytał odwracając swój wzrok od nieba na nią.
   - Ludzie zawsze są samolubni.
   - Nie wszyscy są. - powiedział, siadając, oblizując swoje usta sprawił, że były wilgotne.
   - Cóż, każdy kogo poznałam był dość egoistyczny.
   - Jestem egoistą?
Pozostała cicho nie wiedząc co odpowiedzieć, ponieważ po raz pierwszy w życiu odkąd opuściła rodziców, był jedyną osobą, która jest tak łagodna wobec niej.
   - Nie.
   - Więc osądzasz wszystkich przez to co po prostu myślisz? - Powiedział, unosząc do góry brew.
Milczała, tak jakby jego ostatnie pytanie wyciszyło ją. Westchnęła odwracając głowę w jego stronę, w końcu, patrząc na niego, chcąc wiedzieć co próbował z niej wydostać.

Przebiegając dłonią po jej wilgotnych włosach trzymała ją na nich przez jakiś czas, zanim w końcu pozwoliła iść swoimi słowami.  - Zawsze jesteś taki trudny?
   - Mój ojciec mówi, że mam to po matce.
   - Ah, rozumiem. To po prostu rodzinne. - Machnęła palcem.
Wzruszył ramionami.  - Mam kilka rzeczy po mojej mamie.
Przechyliła głowę na ramionach, które bezpiecznie zawinęły się wokół jej podniesionych kolan, uśmiechnęła się do niego, chcąc usłyszeć więcej o jego relacjach z matką.
   - Na przykład, kiedy się denerwuje lubi mieć własną kryjówkę jak ja. - Spojrzał w górę na niebo.  - oboje lubimy wejść do ogrodu przed zachodem słońca i oglądać kolorowe niebo.
Jeśli trzeba było by nauczyć się jednej rzeczy o Justinie, to było by to, kochał niebo, kolory, te zawirowania, kształty chmur, gwiazdy i jak poszło na wieki wieków.
   - Więc spędzasz dużo czasu ze swoją matką?
   - Tak, jesteśmy dość blisko, tak myślę.
   - Matka czy Ojciec?
   - Mam inne relacje z obojgiem, ale moja matka rozumie mnie bardziej niż ojciec.
   - Aww. Chłopiec mamusi - Dziewczyna zanuciła.
Odrzucił głowę do tyłu, lekko się śmiejąc, pozostawiając to. Kolejna mała cisza zapadła aż dziewczyna przemówiła.  - Wydaje się miła-twoja matka.
   - Dlaczego tak myślisz?
   - Cóż ty jesteś miłą osobą i jak od ciebie słyszę, jest podobna to twojej osobowości. Trudno znaleźć kogoś sympatycznego.
   - Jest miła. I dziękuję. - Skiną głową potwierdzając. - A co z twoją matką?
   - Oh. - przełknęła ślinę, próbowała unikać jego wzroku. - Nie widziałam mojej matki jakiś czas. 
   - Delikatny temat? - powiedział a ona przytaknęła bez słowa. Pokiwał głową aby pokazać, że rozumnie, zostawił temat.
Ciągnąc ją za rękę aby wstać, podciągnął ją razem ze sobą na krańcu krawędzi budynku, malutki krok i spadli by.
   - Justin! - Krzyknęła przestraszona o życie.
   - Trzymaj się mnie, nie pozwolę Ci upaść. - I do tego tak jakby w odruchu, złapała się jego koszuli będąc tak blisko, że podręcznik nie zmieścił by się między nimi.
Śmiejąc się z tego jak kurczowo się go trzymała, wyszeptał jej do ucha, chociaż w pobliżu nie było nikogo kto mógłby usłyszeć, ale przede wszystkim aby ją pocieszyć  - Nie patrz w dół. Spójrz na mnie.

Powoli podnosząc głowę i otwierając zaciśnięte powieki, spojrzała w jego oczy, nie wiedząc jak blisko niego się przysunęła.
   - Masz piękne oczy. - Powiedział bez ostrzeżenia i szczerze go to nie obchodziło. Noc już miała kilka swoich zakrętów i on miał zamiar iść z wiatrem; zabierającym go wszędzie tam gdzie miał zamiar iść z tą dziewczyną.

Czując jej problem z oddychaniem, nie mogła wydobyć odpowiedzi, ale zwyczajnie przygryzła wargę ssąc wilgotną skórę.

Biorąc jej ręce w jego, szedł wstecz naprzeciwko niej. Skakał po dachu, trzymając ją za rękę, gdy szedł wzdłuż poręczy.
Chichotała, jak mogła zrobić coś takiego, w co nigdy nawet nie wierzyła, że mogla by zrobić, odwróciła się by móc spojrzeć na Justina i uśmiechnęła się.

Coś w nim sprawia, że ona chciałaby poznać go lepiej.

Jako dziecko czytała książki o Księciu i Księżniczce. Książę był zawsze słodki i chronił księżniczkę. W książkach był zawsze zły gość, ale pełno dobrych ludzi. Książki mówią nam, że świat jest pełny dobrych ludzi a ci źli są rzadkością. Jej świat był pełny złych ludzi a dobrzy byli rzadkością. Justin był rzadkością i była zdecydowana trzymać się go.

Zatrzymując się, wyciągnął obie swoje ręce szeroko, patrząc na nią.  - Skacz, złapie Cię.
Przycisnęła swój palec do ust, ukrywając uśmiech, który został przyklejony do jej twarzy, jak u małej dziewczynki w szkole. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatni raz była naprawdę szczęśliwa. Wskoczyła w jego ramiona bez obawy tak jakby pozwoliła im wszystkim zniknąć, kiedy spadała.

Łapiąc ją w ramiona, wyciągnął jej nogi wokół swojej talii, dając jej wsparcie, trzymał ręce pod jej tyłkiem.

Owinęła swoje ramiona wokół jego szyi aby zachować równowagę. Widząc jak blisko niego była, po raz pierwszy była zdenerwowana będąc tak blisko mężczyzny. Bycie blisko cudzego ciała było jej codziennością, ale po raz pierwszy była tak blisko faceta i była szczęśliwa.

   - Melody. - Spojrzała w jego oczy. - Mam na imię Melody.
____________________________________________
Witam po krótkiej przerwie. Przepraszam, że nie dodawałam rozdziału, ale jak już Magda wspominała miałam spory problem ze swoim psem. Jest już lepiej.

Czy was też dziwi to, że oni wszyscy tam nigdy nie używają zdrobnień typu "mama" "tata"? No nie wiem.Mam nadzieje, że się podoba :D Do następnego.
enjoy

5 komentarzy: